Syriusz nigdy w życiu by nie pomyślał, że zatęskni za czasami, gdy Rogacz uganiał się za Evans. Po tygodniowym odwyku Jamesa od Gryfonki on sam czuł się... porzucony. I to przez najlepszego przyjaciela! Zrozumiałby, gdyby to była jakaś dziewczyna, nie znosząca jego natury kobieciarza, a tu proszę - taka niespodzianka.
Owa sytuacja przeszkadzała nie tylko jemu. Lunatyk i Glizdek tez byli wyraźnie niezadowoleni z takiego obrotu spraw. Dla Jamesa uganianie się za Lily było równie naturalne, co dla innych oddychanie. Jak więc ktoś miał żyć bez tej czynności?
Jeszcze te jego dziewczyny... Trzy w ciągu tygodnia, przynajmniej o tylu wiedział. Jedna gorsza od poprzedniej. Wszystko zaczęło się od tej całej Melanie. Jakim cudem ona trafiła do Ravenclawu?! Krukoni mieli być niby mądrzy. Piramidalne kłamstwo, bo brunetka pomimo przynależności do owego domu, postanowiła bawić się zniczem należącym do Jamesa, a co gorsza wypuściła go z rąk w korytarzu przez, co Potter musiał się za nim uganiać kolejną godzinę i dopiero przy pomocy pozostałych Huncwotów udało się mu złapać trzepoczącą kuleczkę.
Dalej była Sheryl. Sheryl w przeciwieństwie do Melanie nie podpadła Łapie głupotą. Raczej bezmyślnością. W końcu kto normalny kojarzyłby go jedynie z nazwiska?! Owszem Blackiem był, jednakże jedynie na papierku, bo w wakacje uciekł z domu i zamieszkał u Jamesa. Dorea Potter może i nie była na początku zachwycona tym pomysłem, (w sumie tez by się obawiał o fundamentu domu, w którym mieszka razem z Rogaczem) ale ostatecznie nie robiła problemów. I tak traktowała go, jak syna. Sheryl szybko znudziła się Jamesowi. Mniej więcej w chwili, kiedy nazwała jego "byłą" miłość szlamą. Na potwierdzenie jej beznadziejności można było dodać jedno. To Ślizgonka.
Na samym końcu była Tansy. Częściowo znośna, ba, nawet urocza. Oprócz tych chwil, gdy się śmiała. Wolał słuchać wycia Lupina, podczas pełni niz tego końskiego rechotu.
Co gorsza minął cały tydzień zajęć, a oni nie wywinęli żadnego numeru! Nawet najmniejszego. To zdecydowanie niepokojące. Przecież tak nie było nawet za reżimu Evans!
A skoro juz o tej wredocie mowa... Lily zdecydowanie czuła się zbyt pewnie w Hogwarcie, odkąd James w powozie nie zaproponował jej randki. Nie przebywali w jednym pomieszczeniu, oprócz tych minut, kiedy trwały lekcje, nie siadali w swoim otoczeniu na ucztach, nie rozmawiali ze sobą, oprócz lakonicznych powitań. Postronny obserwator mógłby uznać, ze Jamesowi przeszło.
Tylko, ze za dobrze go znał. To on tyle razy musiał wytrzymywać te jego pogadanki w stylu "kocham ją, a ona mnie, tylko jeszcze o tym nie wie." To on nie mógł spać we własnym dormitorium, kiedy Rogacz wzdychał pół nocy, wpatrując się w jej zdjęcie po ich kolejnej kłótni.
Lunatyk zresztą podzielał jego zdanie, wyraźnie zaniepokojony przekroczeniem tygodniowego limitu czasu. Postanowili nawet organizować tajne zebrania 3/4 Huncwotów. Musieli coś zrobić, aby przyspieszyć uświadamianie Jamesowi faktów oczywistych! Dlatego miał zamiar przyspieszyć na własną rekę ów proces.
- Evans! - Krzyknął na korytarzu, gdy zobaczył znajomą czuprynę. - Te Evans!
- Czego, Black? - Warknęła wyraźnie rozzłoszczona, a stojąca obok niej Mary Macdonald zachichotała. To była prawidłowa reakcja płci żeńskiej na jego widok. Jedynie z hormonami Lily było coś nie tak... A może to nie ta orientacja?
- Umówisz się ze mną, Evans?
W pierwszej chwili na twarzy rudowłosej dziewczyny widać było szok, który następnie ustąpił miejsca gniewowi. Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, w który uformowały się jego usta na widok rumieńców na jej twarzy.
- Nie jesteś Jamesem, Syriuszu. Skoro nie zgodziłam się na randkę z nim to, dlaczego miałabym zrobić dla ciebie wyjątek?
I to mówiąc, odwróciła się na pięcie, a on jeszcze przez chwilę stał w miejscu, szczerząc się do siebie, jak głupi. Nie zważając na przechodzących wkoło uczniów, krzyknął jeszcze:
- Bo jestem Blackiem, Evans!
Sądząc po spojrzeniach rzucanych w jego kierunku, James, będzie wiedział o wszystkim jeszcze przed kolacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz